12-12-2019, 11:40
Black Friday, czyli dzień wyprzedaży obchodzony również w Polsce, rozpoczął tradycyjnie okres przygotowań do Bożego Narodzenia. Przedświąteczna gorączka zakupów trwa. W zeszłym roku na same prezenty wydaliśmy 1200 zł[1]. To niewiele mniej, niż wynoszą miesięczne rachunki statystycznego gospodarstwa domowego w Polsce[2]. Nic nie wskazuje na to, że w tym roku wydamy mniejsze kwoty. Nie dziwi więc, że niemała grupa zorganizuje Święta na kredyt. Deklaruje to, co 5. konsument, a 30 proc. z nas przyznaje, że zazwyczaj wydaje więcej pieniędzy na Boże Narodzenie, niż może sobie na to pozwolić[3]. Jak jednak korzystać z dodatkowych źródeł finansowania, aby spłacane raty kredytów i pożyczek nie były zbytnim obciążeniem domowego budżetu w 2020 r. i o czym powinniśmy pamiętać, robiąc teraz zakupy, aby nie obudzić się w Nowy Rok z finansowym kacem? Na te pytania odpowiadają eksperci Polskiego Związku Zarządzania Wierzytelnościami (PZZW).
Chętnie sięgamy przed Świętami po dodatkowy zastrzyk gotówki. Szykując się do tego okresu, tylko w III kw. tego roku zaciągnęliśmy kredyty gotówkowe na łączną kwotę blisko 803 mln zł – i mowa tu tylko o kredytach udzielonych przez pośredników finansowych[4]. Prawdopodobnie ta kwota do końca roku jeszcze zdecydowanie wzrośnie.
– Korzystanie z pożyczek lub kredytów, by sfinansować świąteczne zakupy, nie jest niczym złym, ale róbmy to z głową. Przede wszystkim, nie dajmy się zwieść reklamom banków czy firm pożyczkowych, które oferują nam kredyty z odroczonym terminem spłaty pt. „weź kredyt teraz, a zacznij spłacać dopiero za 3 lub nawet 6 miesięcy”. W pierwszym momencie takie rozwiązanie może wydać nam się atrakcyjne, jednak pamiętajmy o tym, że początek nowego roku wcale nie musi okazać się dla nas łatwiejszy pod względem finansowym. Wyższe rachunki związane z sezonem grzewczym, opłata za zimowe wyjazdy dzieci i do tego skumulowane raty kredytów czy pożyczek, mogą sprawić, że zaczniemy mieć poważne problemy finansowe. Lepiej zatem sięgnąć po finansowanie „na normalnych warunkach”, z wydłużonym okresem spłaty. Wtedy nasz portfel tego nie odczuje w tak dotkliwy sposób – radzi Katarzyna Gosiewska, VINDIX.
Kupowanie na raty, to też zaciąganie kredytu.
– Kwestia oczywista, a jednak nie wszyscy konsumenci są świadomi tego, że korzystając z tej opcji, w rzeczywistości zaciągają kredyt w jednym z banków, z którym dany sprzedawca czy sklep nawiązał współpracę. Unikanie spłaty rat za zakupy niesie za sobą takie same konsekwencje, jak uchylanie się od spłaty rat pożyczki czy kredytu. Do takiego sposobu nabywania np. świątecznych prezentów, powinniśmy podchodzić z taką samą rozwagą, jak do pożyczania pieniędzy. Naszą uwagę powinny szczególnie zwrócić tzw. raty 0% – sugeruje Katarzyna Gosiewska, VINDIX.
Raty 0% oznaczają, że spłacamy dokładnie taką samą kwotę, jaką pożyczyliśmy, która jest równa cenie zakupionego przez nas towaru. Przykładowo, jeżeli było to 5000 zł i zdecydowaliśmy się na spłatę w 10 ratach, to miesięcznie będzie ona wynosić 500 zł. Jednak zerowe oprocentowanie rat nie zawsze oznacza brak jakichkolwiek kosztów, czego należy być świadomym.
– Decydując się na zakupy na raty i wypełniając wniosek kredytowy, zapytajmy o RRSO, czyli o rzeczywistą roczną stopę oprocentowania. Dlaczego to ważne? Oprocentowanie rzeczywiście może wynosić 0%, ale nie oznacza to, że nie będziemy musieli ponieść dodatkowych kosztów. One sprawią, że całkowite koszty zakupu na raty zdecydowanie wzrosną. Mową np. o prowizji pobieranej przez bank za udzielenie finansowania, wymagane obowiązkowe ubezpieczenie czy dodatkowo płatne przedłużenie gwarancji[5] – zaznacza Katarzyna Gosiewska, VINDIX.
Czytajmy również dokładnie warunki zawieranej umowy. Może się bowiem okazać, że znajdziemy w niej zapis, że raty 0% będą nas obowiązywać tylko wtedy, gdy dokonamy spłaty w określonym czasie. Dłuższy okres może wiązać się bowiem z doliczeniem do kredytu oprocentowania lub innych dodatkowych kosztów.
Tygodnie poprzedzające święta Bożego Narodzenia, to okres, w którym zarówno największym sieciom handlowym, jak i mniejszym markom zależy na tym, abyśmy wydali jak najwięcej. Świąteczne witryny sklepów zachęcają nas do tego, abyśmy weszli do każdego z nich. Sprzedawcy stosują techniki, których nie zawsze widać na pierwszy rzut oka, a które mają sprawić, że nie wyjdziemy ze sklepu z „pustymi rękoma”. Mowa tu o marketingu sensorycznym. To zestaw narzędzi, którego zadaniem jest tworzenie odpowiedniej atmosfery podczas robienia zakupów. W sklepie mamy poczuć się komfortowo i mieć dobry nastrój, dzięki czemu kupimy więcej. W praktyce polega to na stosowaniu w galeriach handlowych czy mniejszych sklepach odpowiednio dobranych zapachów, obrazów, dźwięków oraz oświetlenia. Ich zadaniem jest uruchamianie u kupujących pozytywnych emocji. A pod wpływem emocji kupujemy więcej – marketingowcy już dawno to odkryli.
Bądźmy świadomi tych technik, bo inaczej podczas świątecznych zakupów wydamy więcej, niż planowaliśmy. Przed Świętami możemy spodziewać się, że w galeriach handlowych będzie można wyczuć zapach pomarańczy i goździków lub przypraw korzennych – one mają kojarzyć się nam z domowym ciepłem. Przy wejściu do sklepów, na tzw. „froncie” ustawione są te towary, które marki chcą sprzedać jak najszybciej, nie znaczy to jednak, że są to produkty najtańsze czy najlepsze. Nie dajmy się także zwieść sztucznemu oświetleniu – ono nie zawsze oddaje to, jak dana rzecz wygląda w rzeczywistości (jest to szczególnie ważne w przypadku kupowania ubrań).
Istnieje szereg pułapek, w które mogą wpaść konsumenci w okresie okołoświątecznym. Wymieniamy kilka z nich i podpowiadamy, jak ich uniknąć.
Jak przetrwać świąteczne zakupy, by nie wydać fortuny – 10 „przykazań” dla kupujących:
[1] Raport Deloitte, Zakupy świąteczne, 2018.
[2] Dane: BIG InfoMonitor oraz BIK.
[3] Intrum, European Consumer Payment Report 2019.
[4] Branża pośrednictwa finansowego w III kw. 2019 r. Wyniki sprzedażowe Związku Firm Pośrednictwa Finansowego.
[5] Bank może odmówić udzielenia kredytu bez wyrażenia zgody kredytobiorcy na ubezpieczenie.
Podobne artykuły
Komentarze